Wiadomości

  • 14 stycznia 2014
  • wyświetleń: 7903

Siedem tysięcy Wojciechów

W powiecie pszczyńskim sporo jest osób noszących nazwisko Wojciech. Najwięcej ich jest w gminie Miedźna - w Grzawie i Górze. Pytanie: którzy to krewni oraz z której są linii: Barborów, Hanysioków, Kapuśników, Sołtysioków, a może z jeszcze innej? Anna i Ludwik Wojciechowie z Ćwiklic na ponad 400 stronach księgi stworzyli olbrzymie drzewo genealogiczne rodu. Jak możemy przeczytać w Tygodniku "Echo", znalazło się tam około siedmiu tysięcy osób - wszyscy z Wojciechów.

Wojciech, Echo
Anna i Ludwik Wojciechowie zgromadzili informacje o ok. 7000 członków rodu · fot. Renata Botor / Tygodnik Echo


Punktem wyjścia stała się postać Tomasza Wojciecha, bogatego sołtysa w Grzawej. Urodził się w 1813 r. Miał 21 dzieci, z których 15 dało początek kolejnym liniom rodu. Do przeanalizowania było kilka pokoleń.

- Gdy ktoś sobie robi drzewo, ciągnie jedną linię, a my mieliśmy 15! I to była trudność - mówi Anna. Zbieranie materiałów zajęło im kilkanaście lat. Zaczęli we dwoje, potem dołączyły do nich kolejne osoby - Jadwiga Gruszka, Marek Rudak i Franciszek C iopała. - Utworzyliśmy zespół - mówi pan Ludwik (jest prawnukiem Tomasza Wojciecha).

Zbieranie materiałów polegało na wycieczkach do archiwów, parafii, rodzin. - Zamiast na jakieś wczasy, my jeździliśmy po ludziach i na cmentarze - opowiadają Wojciechowie. Sprawdzali daty zapisane na nagrobkach.

- W Górze nas podejrzewali, że sprawdzamy, który pomnik jest opłacony, a który nie, by kapować. No bo chodziliśmy po cmentarzu jeden, drugi, trzeci dzień - wspomina pani Anna. W jednym domu w Górze byli z 40 razy. Pani Anna wszystkie wizyty odnotowywała w terminarzu, inaczej ciężko byłoby się połapać: z kim i kiedy znów umówieni, do kogo trzeba przedzwonić itd.

Dzień zaczynali o czwartej czy piątej rano. Przy stoliczku, z lampką, w salonie nad materiałami siedziała pani Anna; w kuchni - pan Ludwik. - Razem nie. Zadanie to samo, ale tezy i poglądy inne. Pracując razem, kłócilibyśmy się - wyjaśniają. - Mieliśmy chwile zwątpienia. Bo to tyle wyjazdów, telefonów, kosztów - przyznaje Ludwik. - Ale okazało się, że materiału jest tyle, że mówimy: szkoda tego - dodaje.

Dowiedzieli się o swym rodzie niemal wszystkiego. O życiu Tomasza Wojciecha, którego pierwszą żoną była Jadwiga Wawrzyczek, córka wolnego sołtysa z Łąki. O tym, że nie cieszył się swym małżeństwem długo, bo Jadwiga zmarła przy porodzie, a nowo narodzone dziecko - Tomasz - żyło niespełna dwa miesiące. Druga żona Tomasza, Teresa Golus, pochodziła z leśniczówki w Bodzowie (Miedźna), tej, którą potem sprzedano i zamieszkał w niej Władysław Wężyk. To z Teresą Tomasz wybudował dom, pierwszy w okolicy, w którym chlewa nie było wewnątrz, ale stał osobno. Z tego domu, zburzonego w latach 70., zachowała się belka.

Wojciechowie przy wieźli ją jednej niedzieli maluchem z Grzawy do Ćwiklic. Bela mierzy ok. 1,6 m, więc przejazd z nią wzbudzał zainteresowanie. Ale to jedna z cenniejszych pamiątek.

Ma wyryte napisy Tomasz i Tersyja, datę, wisi w budynku gospodarczym. Z Teresą Tomasz dochował się czterech synów (Jana, Tomasza, Antoniego i Augustyna). Niestety i ta żona mu szybko zmarła. Najstarsze z dzieci miało wtedy 10 lat, najmłodsze zaledwie dwa. Tomasz ożenił się po raz trzeci - z Józefą Gotz z Jankowic. Urodził im się syn, Franciszek, który jednak szybko zmarł. Józefa zmarła półtora roku później. Tomasz ożenił się po raz czwarty - z córką młynarza z Jedliny, Agnieszką Noras.

Była 20 lat młodsza od swego męża, urodziła mu 15 dzieci: Marię (która zmarła, mając roczek), Jadwigę, Franciszka, Annę, Józefa, Jakuba, Zofię (Zofia i Jakub to bliźniaki, które też zmarły), Klemensa, Marię, Agnieszkę, Walentego, Pawła, Ludwika, Alberta i Franciszka. Czwarta żona też nie przeżyła Tomasza. Zmarła w 1895 r. On - trzy lata później. Spośród dzieci Wojciechów najsławniejszy to Walenty, który został biskupem.

Augustyn (z drugiego małżeństwa, po Teresie) przez ponad 40 lat był nadleśniczym w majątku Radziwiłła. Pomnik Augusta stoi przy grzawskim kościółku. Informacji o jego potomkach jednak jest bardzo mało. Zgłębiając dzieje rodziny, Anna i Ludwik natknęli się na najróżniejsze opowieści.

Historia z Góry jest z końcówki wojny. - Żołnierz przyjechał na urlop, był w Wehrmachcie, ale front był już za Oświęcimiem, nie wiedział więc, co robić. Jedni mówili: zostań, inni jedź. Bał się, czy rodziny nie rozstrzelają. Powiesił się w stodole. Zakopali go przy domu, pod oknem, bo front szedł i inaczej się nie dało.

Opowieść np. z Wisły Małej dotyczy... psa, którego zabrał jeden z potomków Tomasza, gdy się przeprowadzał. Suka się oszczeniła w Wiśle, ale w ciągu jednej nocy przeniosła wszystkie młode do Grzawy. Anna i Ludwik dotarli do potomków Tomasza Wojciecha rozsianych w 11 państwach świata, nawet w Brazylii (przez Internet). Nie wszyscy jednak chcieli im dane udostępnić. - Wie pani jakie to byłoby ciekawe, gdyby móc napisać wszystko! Jakie ci wymienieni przez nas ludzie mają różne studia pokończone! Ale jedni chcieli to podawać, inni nie. Trzeba było ujednolicić. Dlatego w książce są same nazwiska, daty i zdjęcia - wzdycha Anna.

W sumie zebrali około 7 tysięcy osób z rodu. Zapisali ich imionami, nazwiskami, datami urodzenia i ewentualnie śmierci ponad 400 stron. Dotarli do zdjęć. Każde nazwisko ma swój kod: liczba rzymska - po której jest żonie Tomasza, litera alfabetu - po którym dziecku. Kronikarze rodu mówią, że mogłoby być tych danych jeszcze więcej.

- Proszę popatrzyć, tylko tu są opisane same Barbory z Góry - pokazuje opasłą teczkę pani Anna (Barbory to przydomek jednej z linii Wojciechów, prawdopodobnie od imienia). No a jak Barbory weszły w książkę, to trzeba było zrezygnować z innych. Barbory zaś wejść musiały, bo wywodzą się od najstarszego syna Tomasza. - Zajęły nam jedną trzecią książki - mówi Anna.

Do książki nie załapały się za to Hanysioki, bo za daleko im do Sołtysioków (po Tomaszu). Poza tym w pewnym momencie trzeba też było powiedzieć kategorycznie: stop. Bo księga się za bardzo rozrastała. - Może kiedyś zrobi się dodatek - zastanawia się Ludwik. - Jest tylko jeden problem: żebyśmy byli młodsi - wzdycha żona. - Mamy już pod osiemdziesiątkę - dorzuca.

Nie są historykami. Są wyjątkowymi pasjonatami. Pani Anna zawsze chodzi, patrząc pod nogi. Nie z przesadnej ostrożności, ale dlatego, że - jak mówi - na ziemi można znaleźć wiele ciekawych rzeczy. I znajduje: a to stary medalion z Matką Boską, pokryty patyną, a to stare figurki. Kilka lat temu Wojciechowie odkryli, a dokładniej mówiąc - odkopali - fundamenty XIV-wiecznego zameczku w Ćwiklicach. Przyjechali archeolodzy, powiedzieli: sensacja. Anna i Ludwik znaleźli potem jeszcze stare kafle z pieca, pochodzące prawdopodobnie z średniowiecznych zabudowań, fragmenty naczyń. Znaleziska te zostały zabrane do muzeum w Bytomiu. - Musimy tam pojechać. Może otworzą przed nami te wszystkie szufladki, gdzie są pochowane - zastanawia się pani Anna.

Dzieło Wojciechów - księga "Genealogia rodu Wojciech z Grzawy 1783-2012" - nie jest w sprzedaży. Powstało dla poszczególnych linii rodu.

Renata Botor / Tygodnik Echo

Komentarze

Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu pless.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.