Wiadomości
- 8 maja 2002
- wyświetleń: 4044
Sztuka szkolenia kobiet
Ma jedną wielką pasję, której poświęcił się całkowicie. W ciągu 25 lat pracy odniósł wiele znaczących trenerskich sukcesów. W tym roku zespół pszczyńskich siatkarek awansował do II ligi.
Kazimierz Płachno pochodzi z ziemi cieszyńskiej, dokładnie z Grodźca Śląskiego. W dzieciństwie grał w piłkę ręczną, uprawiał lekkoatletykę, ale - jak mówi - w rodzinie nie było tradycji sportowych. Po studiach na AWF w Krakowie dostał pracę w szkole podstawowej w Kaniowie. Tam też założył nowatorską na owe czasy klasę sportową. - Bawiliśmy się w gimnastykę, lekkoatletykę, siatkówkę, koszykówkę, kajakarstwo (z tej grupy wyrosło dwóch mistrzów Polski w kajakarstwie) - opowiada. Z okazji jakiegoś święta 1 Maja odbywał się turniej w Goczałkowicach Zdroju. Pojechał z zawodniczkami, wygrały. Wtedy dostał propozycję kierowania zespołem Zdrój Goczałkowice. Zgodził się. - Był to ciekawy zespół. Grały w nim nie tylko uczennice, ale i cztery nauczycielki - wspomina. Potem dostał propozycję pracy w szkole średniej - w ówczesnym Państwowym Technikum Rolniczym w Pszczynie. Tak powstał do dziś działający klub, do którego należą głównie uczennice pszczyńskiej szkoły rolniczej.
Nieprzewidywalne
- Jakoś tak się złożyło, że pracuję z kobietami... - mówi. Szkolił też chłopców (dwaj wychowankowie są trenerami), ale sukcesy miały dziewczęta. - Przyjemniejsza jest praca z kobietami, ale też o niebo trudniejsza. Kobiety są nieprzewidywalne. Nie można sobie stworzyć schematu, według którego reagują - tłumaczy.
Nigdy nie zapomni meczu bardzo dobrych pszczyńskich juniorek z niepełnosprawnymi siatkarzami (z wadami kończyn dolnych lub górnych) z reprezentacji Śląska na mistrzostwa Polski. - Dwa sety wygrywali inwalidzi. Dopiero po krótkiej rozmowie w szatni dziewczyny zaczęły lepiej grać. Do dziś nie wiem, co spowodowało, że tak źle sobie radziły w pierwszych setach. Po prostu takie są kobiety - śmieje się. - Nawet Hubert Wagner z mężczyznami umiał osiągnąć wszystko, ale z kobietami już tak nie było - dodaje.
W ciągu 25 lat pracy pszczyński trener miał jednak dobre wyniki i prawdziwe talenty. - Wśród zawodniczek rozgrywających była Eugenia Lukasek, obecnie pracownik naukowy UŚ. Więcej było świetnych zawodniczek, np. Raisa Polczyk-Sadowska, teraz bardzo dobry szkoleniowiec. Trenerką została Bożena Pagacz-Chańska. Dumą trenera są też zawodniczki Anna Wrocławek, stypendystka MEN, oraz Joanna Gazda, która w zeszłym roku obroniła pracę magisterską "Historia pszczyńskiej siatkówki (Ludowy Klub Sportowy przy Państwowym Technikum Rolniczym w Pszczynie)".
Wyjazdy
Z kolejnymi zespołami wiąże się mnóstwo różnych wspomnień. K. Płachno najlepiej pamięta mecze w stanie wojennym. Też grali w drugiej lidze. - Było to 12 i 13 grudnia. Spaliśmy w hotelu, w którym byli internowani. Przed hotelem stała cała masa autokarów, a rano na placu został tylko jeden - nasz, autobus z Kobielic. Nie wiem, kiedy wszyscy zdążyli odjechać. Pojechaliśmy na mecz, przegraliśmy. Potem się okazało, że kto nie rozegrał meczu, może go powtórzyć za dwa tygodnie. Bardzo żałowałem, że się tak pospieszyliśmy. Z czołgami wracaliśmy do domu - opowiada. Nie zapomni 24-godzinnej podróży do Białegostoku, kiedy zabrakło im paliwa w autobusie. Ciekawy był turniej nocny w Bułgarii. Zagrali w Danii, z okazji jakiegoś miejscowego święta. - Poziom tam był raczej średni, więc trzeba było grać tak, by gospodarzom sprawić jednak przyjemność - opowiada.
Pieniądze nie płyną
Zdaniem Kazimierza Płachno teraz nadszedł najtrudniejszy okres dla sportu. Kiedyś szkoły rolnicze podlegały Ministerstwu Rolnictwa, z którego były środki. Gdy przeszły pod samorządy, pieniędzy nie ma.
W tym roku pszczyńskie siatkarki osiągnęły dobry wynik. Wydawałoby się, że pieniądze powinny płynąć. Tak nie jest.
- Teraz jest przerwa. Musimy odpocząć. W finale dwie zawodniczki nabawiły się kontuzji (nie było środków na odpowiednie przygotowanie). Jedna z dziewcząt jest po operacji, druga na nią czeka. Nie wiemy, co będzie dalej. Chcemy, by zespół wystartował i przetrwał w II lidze. Jeśli tego nie zrobi, to już będzie koniec pszczyńskiej siatkówki.
Największe sukcesy
1978 - Mistrzostwo Polski juniorek (Łódź)
1981 - awans do II ligi państwowej (Suwałki)
1989 - awans do II ligi państwowej (Gdańsk)
5-7.04.2002 - awans do II ligi państwowej (Warszawa)
(reb)
Nieprzewidywalne
- Jakoś tak się złożyło, że pracuję z kobietami... - mówi. Szkolił też chłopców (dwaj wychowankowie są trenerami), ale sukcesy miały dziewczęta. - Przyjemniejsza jest praca z kobietami, ale też o niebo trudniejsza. Kobiety są nieprzewidywalne. Nie można sobie stworzyć schematu, według którego reagują - tłumaczy.
Nigdy nie zapomni meczu bardzo dobrych pszczyńskich juniorek z niepełnosprawnymi siatkarzami (z wadami kończyn dolnych lub górnych) z reprezentacji Śląska na mistrzostwa Polski. - Dwa sety wygrywali inwalidzi. Dopiero po krótkiej rozmowie w szatni dziewczyny zaczęły lepiej grać. Do dziś nie wiem, co spowodowało, że tak źle sobie radziły w pierwszych setach. Po prostu takie są kobiety - śmieje się. - Nawet Hubert Wagner z mężczyznami umiał osiągnąć wszystko, ale z kobietami już tak nie było - dodaje.
W ciągu 25 lat pracy pszczyński trener miał jednak dobre wyniki i prawdziwe talenty. - Wśród zawodniczek rozgrywających była Eugenia Lukasek, obecnie pracownik naukowy UŚ. Więcej było świetnych zawodniczek, np. Raisa Polczyk-Sadowska, teraz bardzo dobry szkoleniowiec. Trenerką została Bożena Pagacz-Chańska. Dumą trenera są też zawodniczki Anna Wrocławek, stypendystka MEN, oraz Joanna Gazda, która w zeszłym roku obroniła pracę magisterską "Historia pszczyńskiej siatkówki (Ludowy Klub Sportowy przy Państwowym Technikum Rolniczym w Pszczynie)".
Wyjazdy
Z kolejnymi zespołami wiąże się mnóstwo różnych wspomnień. K. Płachno najlepiej pamięta mecze w stanie wojennym. Też grali w drugiej lidze. - Było to 12 i 13 grudnia. Spaliśmy w hotelu, w którym byli internowani. Przed hotelem stała cała masa autokarów, a rano na placu został tylko jeden - nasz, autobus z Kobielic. Nie wiem, kiedy wszyscy zdążyli odjechać. Pojechaliśmy na mecz, przegraliśmy. Potem się okazało, że kto nie rozegrał meczu, może go powtórzyć za dwa tygodnie. Bardzo żałowałem, że się tak pospieszyliśmy. Z czołgami wracaliśmy do domu - opowiada. Nie zapomni 24-godzinnej podróży do Białegostoku, kiedy zabrakło im paliwa w autobusie. Ciekawy był turniej nocny w Bułgarii. Zagrali w Danii, z okazji jakiegoś miejscowego święta. - Poziom tam był raczej średni, więc trzeba było grać tak, by gospodarzom sprawić jednak przyjemność - opowiada.
Pieniądze nie płyną
Zdaniem Kazimierza Płachno teraz nadszedł najtrudniejszy okres dla sportu. Kiedyś szkoły rolnicze podlegały Ministerstwu Rolnictwa, z którego były środki. Gdy przeszły pod samorządy, pieniędzy nie ma.
W tym roku pszczyńskie siatkarki osiągnęły dobry wynik. Wydawałoby się, że pieniądze powinny płynąć. Tak nie jest.
- Teraz jest przerwa. Musimy odpocząć. W finale dwie zawodniczki nabawiły się kontuzji (nie było środków na odpowiednie przygotowanie). Jedna z dziewcząt jest po operacji, druga na nią czeka. Nie wiemy, co będzie dalej. Chcemy, by zespół wystartował i przetrwał w II lidze. Jeśli tego nie zrobi, to już będzie koniec pszczyńskiej siatkówki.
Największe sukcesy
1978 - Mistrzostwo Polski juniorek (Łódź)
1981 - awans do II ligi państwowej (Suwałki)
1989 - awans do II ligi państwowej (Gdańsk)
5-7.04.2002 - awans do II ligi państwowej (Warszawa)
(reb)
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu pless.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.