Wiadomości
- 26 maja 2008
- wyświetleń: 8653
Akta prokuratury na strychu w PTBS
Przez kilka miesięcy setki akt dotyczących kradzieży, oszustw, a nawet przestępstw seksualnych leżały na strychu należącym do Pszczyńskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Schowali je tam pracownicy miejscowej prokuratury.
Akta zawierały protokoły z przesłuchań, zdjęcia oraz adresy sprawców, świadków, a nawet ofiar różnego rodzaju przestępstw. Były tam również informacje o stosunkach osobistych i majątkowych łączących świadków i podejrzanych. Zgodnie z przepisami takie dokumenty powinny znajdować się w zabezpieczonym archiwum. Pracownicy prokuratury wynieśli je na strych budynku i zmagazynowali w pomieszczeniach, które należały do Pszczyńskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego.
"Klucze do tych pomieszczeń mają pracownicy PTBS, kominiarze i pracownicy różnych służb, którzy co ciekawsze akta wypożyczali sobie jak w bibliotece. (...) Zresztą przez dłuższy czas wejście na strych nie było zamknięte i mogła tam wejść każda osoba z ulicy. Wiele z tych materiałów zostało już rozkradzionych i nie wiadomo, do kogo trafiły. Dodatkowo przechowywane w pobliżu przewodów kominowych akta stwarzały zagrożenie pożarowe" - napisał do "Gazety" jeden z mieszkańców Pszczyny.
To właśnie on znalazł na strychu akta z pszczyńskiej prokuratury i zrobił ich zdjęcia. Powiadomił też Prokuraturę Okręgową w Katowicach, która wszczęła postępowanie wyjaśniające w tej sprawie. Śledczy przesłuchują teraz sekretarki, które sprawowały pieczę nad dokumentami. Sprawdzają również, czy jakieś dokumenty zaginęły.
- Wiadomo już, że na strychu były akta umorzonych lub zakończonych aktami oskarżenia śledztw - przyznaje prokurator Marta Zawada-Dybek, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
Dlaczego poufne dokumenty trafiły na strych PTBS-u? Śledczy twierdzą, że w wynajmowanym od towarzystwa budynku chcieli uporządkować poupychane w różnych miejscach akta starych spraw.
- Nie wiedzieliśmy, że pomieszczenia, w których te dokumenty zostały zmagazynowane, nie należą do prokuratury. Wszyscy bowiem pracujemy tutaj od niedawna - tłumaczy Jolanta Wójcik-Doroszko, szefowa Prokuratury Rejonowej w Pszczynie. Zapewnia jednak, że po wszczęciu postępowania wyjaśniającego akta wróciły do prokuratury, a w czerwcu trafią do piwnicy, która zostanie zamieniona na archiwum.
To już druga w ostatnim czasie afera dotycząca prokuratury w Pszczynie. Rok temu okazało się, że wielu przestępców uniknęło kary, bo tamtejsi śledczy ukryli akta 200 prowadzonych przez siebie postępowań. Dotyczyły m.in. fałszowania dokumentów, jazdy po pijanemu, gróźb karalnych, czynnej napaści na funkcjonariuszy i znęcania się nad rodziną.
Więcej czytaj w Gazecie Wyborczej.
---------------------------------------
Informacja z 22 kwietnia 2008 r.:
Do setek akt zawierających m.in. szczegóły gwałtów, przestępstw skarbowych, gospodarczych, działalności zorganizowanych grup przestępczych miały dostęp przypad kowe osoby. Z prowizorycznie zabezpieczonego strychu kominiarze i sprzątaczki wypożyczali sobie dokumenty jak książki z biblioteki.
A to wszystko pod nosem prokuratorów w Pszczynie. Tak wynika ze skargi obywatelskiej, która trafiła do redakcji Dziennika Zachodniego. - To niemożliwe. Pomieszczenia były dobrze zabezpieczone - zaprzecza tym sensacyjnym doniesieniom prokurator Jolanta Wójcik-Doroszko, szefowa prokuratury w Pszczynie.
Jednak kontrolerzy z Prokuratury Okręgowej w Katowicach postanowili nie opierać się wyłącznie na jej opinii. Z pełną powagą sprawdzają, czy doszło do nadużyć - pisze Dziennik Zachodni.
Według naszych informatorów, akta przechowywano przez pewien czas na strychu, który co prawda znajdował się w budynku prokuratury, ale nie był ani jej własnością, ani nie był przez nią dzierżawiony. Leżały tak po prostu - na podłodze.
- Protokoły w teczkach zawierały informacje o majątkach, relacjach osobistych świadków i podejrzanych. Były tam m.in. zdjęcia ofiar wypadków drogowych. To wszystko powinno być chronione, objęte tajemnicą. Tymczasem przez dłuższy czas wejście na strych nie było w ogóle zamykane i mógł tam wejść każdy z ulicy - wyjaśnia informator Dziennika Zachodniego, który przedstawia się jako pracownik prokuratury.
Dodaje, że sporo akt zostało po prostu rozkradzionych. Gdzie trafiły? Nie wiadomo. Tak jak nie wiadomo, jakie będzie to miało konsekwencje dla osób, których dane w zaginionych dokumentach się znalazły.
Prokurator Jolanta Wójcik-Doroszko przyznaje, że akta były na strychu. - Mamy fatalne warunki lokalowe. Jest ciasno. Kiedy dwa lata temu trafiłam do Pszczyny, postanowiłam to zmienić. Musieliśmy po prostu uporządkować te dokumenty. W międzyczasie trwały prace nad przystosowaniem piwnic na archiwum - wyjaśnia.
Dodaje, że jako kierująca jednostką bierze na siebie odpowiedzialność. - Akta na strychu znalazły się nie z powodu głupoty, niechlujstwa. Chodziło o posegregowanie ich i uporządkowanie - podkreśla. Dodaje, że pomieszczenie było dobrze zabezpieczone drzwiami, kłódką i kratami. Do tego sam budynek prokuratury ma także odpowiednie zabezpieczenia i jest chroniony.
Co wykazała wizja przeprowadzona przez prokuraturę okręgową? - Na strychu ujawniono akta zakończonych postępowań przygotowawczych. Postępowanie służbowo-wyjaśniające trwa. W jego toku rozpytywani byli i są pracownicy sekretariatu, jak i prokuratorzy. Sprawdzamy, czy w związku z przechowywaniem akt w pomieszczeniach strychowych doszło do nieprawidłowości i jakich - relacjonuje prok. Marta Zawada-Dybek, rzecznik katowickiej okręgówki.
Więcej w Dzienniku Zachodnim
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu pless.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.