Wiadomości
- 19 stycznia 2005
- wyświetleń: 2119
Nie bawiłam się lalkami - historia o Ilonie z...
Ilona urodziła się nad morzem, jej mama Lidia Czernecka całe życie mieszkała w Pszczynie ale co roku na wakacje wyjeżdżała nad morze, aby prowadzić tam mały interes. Tam spotkała swojego późniejszego męża i postanowiła do Pszczyny nie wracać. Ilona mieszkała na Helu, tuż nad morzem. – Mieszkało mi się tam dosyć kiepsko. Trzy miesiące sezonu, dużo ludzi, dużo pracy, dużo zamieszania. Lato się kończy, sezon mija, ludzie wyjeżdżają i nic się nie dzieje. Martwa cisza.
Hel ma 5 tysięcy mieszkańców, mówiąc kolokwialnie to jest „dziura”. Małomiasteczkowy klimat, zero perspektyw, zero jakichkolwiek możliwości rozwoju, zero szans na pracę. Wszyscy myślą, że mieszkać nad morzem jest super, ale tak jest tylko przez trzy letnie miesiące. Potem każdy wraca do swoich spraw a Hel pustoszeje. Kiedy tam mieszkałam, nie było nawet ogólniaka. Młodzież musi dojeżdżać do szkół do Trójmiasta, albo mieszkać w internacie. Tak samo jest ze studiami. Zdobycie wykształcenia jest więc utrudnione.
Przez wiele lat pociąg pośpieszny Bielsko Biała – Gdynia był jej drugim domem a kuszetka wygodnym łóżkiem. Przejechała pociągiem około 10.000 km po to, aby osiągnąć swój życiowy cel. Ilona Sługocka-Wiśniewska dziś ma 29 lat i dość wcześnie może powiedzieć, że to o czym marzyła udało jej się osiągnąć.
Ilona od najmłodszych lat przyglądała się mamie i od dziecka lubiła handlować. W jej domu od pokoleń mówiło się o interesach. Ilona sprzedawała lody, pomagała rodzicom. – Nie bawiłam się lalkami, jeśli już to raczej samochodami. Jednak zawsze więcej satysfakcji sprawiało mi obserwowanie tego, w jaki sposób moi rodzice prowadzą interesy. Uczyłam się od nich – opowiada.
Pasja
– Fotografia pojawiła się w moim życiu dość późno. Po maturze postanowiłam znaleźć coś, co by mnie interesowało, wybrać taką szkołę, która dałaby mi możliwość robienia czegoś fajnego, niekoniecznie musiałabym mieć z tego pieniądze. Byleby była satysfakcja. Wybrałam Szkołę Fotografii Artystycznej w Sopocie. Było to dwuletnie studium. Wtedy jeszcze nie wiedziałam tak naprawdę, czym jest robienie zdjęć. Po prostu podobała mi się fotografia.
Wtedy, cztery lata temu kupiłam aparat i zaczęłam robić zdjęcia. To wcale nie jest takie proste. Ludziom się wydaje, że wystarczy wziąć aparat, najlepiej cyfrówkę , wyjść na miasto i już są fajne zdjęcia. To nieprawda. Tak naprawdę fotografowanie to bardzo skomplikowany proces. Należy wiedzieć, czym jest kompozycja, należy umieć ustawić parametry w aparacie. Trzeba wiedzieć, jak sfotografować daną rzecz, aby zdjęcie było interesujące, miało w sobie to „coś”. W szkole uczyłam się obróbki zdjęć w ciemni, tradycyjną metodą. Fotograf musi umieć wywołać zdjęcie ze starego, czarno-białego negatywu, to jest niezwykle trudne i skomplikowane.
Jej miejsce na ziemi
Moja praca dyplomowa zatytułowana była „Pszczyna – mam już swoje miejsce na ziemi”. Temat zdziwił nieco mojego promotora, czemu wybrałam miejscowość tak odległą od mojego miejsca zamieszkania. Przy robieniu tej pracy było trochę kłopotów, Pszczyna jest obfotografowana z każdej strony, Zamek, Rynek – to wszystko już jest. Natomiast ja miałam zrobić coś, czego jeszcze nie było, zdjęcia, które opowiadają o mieście ale są inne niż wszystkie. Nie mogły to być typowe zdjęcia pocztówkowe. Zrobienie takiej pracy zajmuje wiele miesięcy, mnie zajęło to prawie dwa lata. Powstały setki zdjęć.
Dla Ilony Pszczyna to wymarzone miejsce na ziemi, dlatego przyjazdy do Pszczyny po to, aby zrobić zdjęcia do pracy nie były problemem. Dodajmy, że w Pszczynie mieszka babcia Ilony która za każdym razem Ilonę przyjmowała jak córkę. – Ja nie szukam banału, dlatego aby zrobić wyjątkowe zdjęcie musiałam się namęczyć. Robiłam zdjęcia w parku podczas burzy. Pioruny waliły wokoło a ja stałam wystraszona pod drzewem przez kilka godzin. Bałam się, wtedy bo stałam pod drzewem ale się opłaciło, bo takich ujęć nie zrobił jeszcze nikt. Nieraz też brodziłam w wodzie po kolana żeby mieć inną perspektywę niż wszyscy inni, którzy tam robili zdjęcia.
Z kościelnej wieży
Ilona postanowiła wejść na najwyższą z wież jednego z pszczyńskich kościołów. Siedziała na samym czubku kościoła a kościelny podtrzymywał ją za nogi, żeby nie spadła. Ryzykowała wtedy życie ale właśnie to zdjęcie wraz z 9 innymi trafiło do pracy dyplomowej. To jedyna jak do tej pory taka praca. Nikt wcześniej takiego tematu nie podjął.
Ilona odkryła swój talent późno. Nie przewidziała, że fotografika ją pochłonie. Kiedy broniła pracę wykładowcy ją pytali dlaczego właśnie takie a nie inne ujęcie wybrała. Pracę obroniła bez problemów. Pozostało pytanie co dalej...
Decyzja
Zostawiłam wszystko z dnia na dzień. Dwa lata temu byłam w Pszczynie i tutaj udało mi się zorganizować wystawę moich prac. Przeszła bez większego echa, choć wiele osób mnie wówczas chwaliło i podziwiało zdjęcia, ale nie tylko. Wśród podziwiających uroki nie tylko zdjęć znalazł się Piotr, którego poznała bliżej na imprezie Halloween. Tam się spotkali i podjęli decyzję, że na zawsze chcą być razem. Piotr mieszka w Pszczynie i Ilona postanowiła już tutaj pozostać.
Zbiegło się to też z chorobą babci, którą Ilona się opiekowała. Na Helu miała firmę, przyjaciół, znajomych. To wszystko zostawiła bezpowrotnie, choć na Helu mieszka jej mama. – Nie chciałam tam zgnuśnieć. Jeśli Ci coś nie odpowiada to musisz podjąć decyzję i ja to zrobiłam. Pszczyna nie jest wstrętnym dużym molochem, nie jest też wsią ani zacofanym miastem. Wiem, że wiele osób tak myśli i próbuje stąd uciec, ale musieliby pomieszkać gdzieś indziej i wówczas przekonaliby się jak tutaj jest cudownie – przekonuje.
Artyści
Ilona i Piotr są ze sobą szczęśliwi. Ona szuka artystycznych pomysłów z aparatem w dłoni, On śpiewa w szantowej grupie North Cape. Ciekawe, że Piotr nad morzem nigdy nie mieszkał, a z morzem, żaglami i pieśnią żeglarską związany jest od lat. To taki pszczyński marynarz. – Jest w tym jakaś przewrotność losu. Nie ciągnie mnie do morza i naprawdę tutaj jest mi dobrze. Marzyłam o tym, żeby mieszkać w Pszczynie i to mi się udało.
Czasami mam mało wiary w siebie i w to że moje foty są dobre. W tym zawodzie trudno znaleźć pracę. Nie myślę o konkursach i nagrodach. Aparat mam zawsze przy sobie. Właściwie robię zdjęcia bez przerwy, nigdy się nie rozstaję ze sprzętem. Chciałabym
kiedyś zrobić jakieś super odjazdowe reporterskie zdjęcie. Największym moim marzeniem jest teraz łączenie pracy z satysfakcją, być zadowoloną
z tego co robię.
Opracował Daniel Dziewit / Gazeta Pszczyńska
http://www.multi.pless.pl/pless/pszczyna/ilona class=dodaj target=_blank>[zobacz zdjęcia Ilony na portalu pless.pl]
Hel ma 5 tysięcy mieszkańców, mówiąc kolokwialnie to jest „dziura”. Małomiasteczkowy klimat, zero perspektyw, zero jakichkolwiek możliwości rozwoju, zero szans na pracę. Wszyscy myślą, że mieszkać nad morzem jest super, ale tak jest tylko przez trzy letnie miesiące. Potem każdy wraca do swoich spraw a Hel pustoszeje. Kiedy tam mieszkałam, nie było nawet ogólniaka. Młodzież musi dojeżdżać do szkół do Trójmiasta, albo mieszkać w internacie. Tak samo jest ze studiami. Zdobycie wykształcenia jest więc utrudnione.
Przez wiele lat pociąg pośpieszny Bielsko Biała – Gdynia był jej drugim domem a kuszetka wygodnym łóżkiem. Przejechała pociągiem około 10.000 km po to, aby osiągnąć swój życiowy cel. Ilona Sługocka-Wiśniewska dziś ma 29 lat i dość wcześnie może powiedzieć, że to o czym marzyła udało jej się osiągnąć.
Ilona od najmłodszych lat przyglądała się mamie i od dziecka lubiła handlować. W jej domu od pokoleń mówiło się o interesach. Ilona sprzedawała lody, pomagała rodzicom. – Nie bawiłam się lalkami, jeśli już to raczej samochodami. Jednak zawsze więcej satysfakcji sprawiało mi obserwowanie tego, w jaki sposób moi rodzice prowadzą interesy. Uczyłam się od nich – opowiada.
Pasja
– Fotografia pojawiła się w moim życiu dość późno. Po maturze postanowiłam znaleźć coś, co by mnie interesowało, wybrać taką szkołę, która dałaby mi możliwość robienia czegoś fajnego, niekoniecznie musiałabym mieć z tego pieniądze. Byleby była satysfakcja. Wybrałam Szkołę Fotografii Artystycznej w Sopocie. Było to dwuletnie studium. Wtedy jeszcze nie wiedziałam tak naprawdę, czym jest robienie zdjęć. Po prostu podobała mi się fotografia.
Wtedy, cztery lata temu kupiłam aparat i zaczęłam robić zdjęcia. To wcale nie jest takie proste. Ludziom się wydaje, że wystarczy wziąć aparat, najlepiej cyfrówkę , wyjść na miasto i już są fajne zdjęcia. To nieprawda. Tak naprawdę fotografowanie to bardzo skomplikowany proces. Należy wiedzieć, czym jest kompozycja, należy umieć ustawić parametry w aparacie. Trzeba wiedzieć, jak sfotografować daną rzecz, aby zdjęcie było interesujące, miało w sobie to „coś”. W szkole uczyłam się obróbki zdjęć w ciemni, tradycyjną metodą. Fotograf musi umieć wywołać zdjęcie ze starego, czarno-białego negatywu, to jest niezwykle trudne i skomplikowane.
Jej miejsce na ziemi
Moja praca dyplomowa zatytułowana była „Pszczyna – mam już swoje miejsce na ziemi”. Temat zdziwił nieco mojego promotora, czemu wybrałam miejscowość tak odległą od mojego miejsca zamieszkania. Przy robieniu tej pracy było trochę kłopotów, Pszczyna jest obfotografowana z każdej strony, Zamek, Rynek – to wszystko już jest. Natomiast ja miałam zrobić coś, czego jeszcze nie było, zdjęcia, które opowiadają o mieście ale są inne niż wszystkie. Nie mogły to być typowe zdjęcia pocztówkowe. Zrobienie takiej pracy zajmuje wiele miesięcy, mnie zajęło to prawie dwa lata. Powstały setki zdjęć.
Dla Ilony Pszczyna to wymarzone miejsce na ziemi, dlatego przyjazdy do Pszczyny po to, aby zrobić zdjęcia do pracy nie były problemem. Dodajmy, że w Pszczynie mieszka babcia Ilony która za każdym razem Ilonę przyjmowała jak córkę. – Ja nie szukam banału, dlatego aby zrobić wyjątkowe zdjęcie musiałam się namęczyć. Robiłam zdjęcia w parku podczas burzy. Pioruny waliły wokoło a ja stałam wystraszona pod drzewem przez kilka godzin. Bałam się, wtedy bo stałam pod drzewem ale się opłaciło, bo takich ujęć nie zrobił jeszcze nikt. Nieraz też brodziłam w wodzie po kolana żeby mieć inną perspektywę niż wszyscy inni, którzy tam robili zdjęcia.
Z kościelnej wieży
Ilona postanowiła wejść na najwyższą z wież jednego z pszczyńskich kościołów. Siedziała na samym czubku kościoła a kościelny podtrzymywał ją za nogi, żeby nie spadła. Ryzykowała wtedy życie ale właśnie to zdjęcie wraz z 9 innymi trafiło do pracy dyplomowej. To jedyna jak do tej pory taka praca. Nikt wcześniej takiego tematu nie podjął.
Ilona odkryła swój talent późno. Nie przewidziała, że fotografika ją pochłonie. Kiedy broniła pracę wykładowcy ją pytali dlaczego właśnie takie a nie inne ujęcie wybrała. Pracę obroniła bez problemów. Pozostało pytanie co dalej...
Decyzja
Zostawiłam wszystko z dnia na dzień. Dwa lata temu byłam w Pszczynie i tutaj udało mi się zorganizować wystawę moich prac. Przeszła bez większego echa, choć wiele osób mnie wówczas chwaliło i podziwiało zdjęcia, ale nie tylko. Wśród podziwiających uroki nie tylko zdjęć znalazł się Piotr, którego poznała bliżej na imprezie Halloween. Tam się spotkali i podjęli decyzję, że na zawsze chcą być razem. Piotr mieszka w Pszczynie i Ilona postanowiła już tutaj pozostać.
Zbiegło się to też z chorobą babci, którą Ilona się opiekowała. Na Helu miała firmę, przyjaciół, znajomych. To wszystko zostawiła bezpowrotnie, choć na Helu mieszka jej mama. – Nie chciałam tam zgnuśnieć. Jeśli Ci coś nie odpowiada to musisz podjąć decyzję i ja to zrobiłam. Pszczyna nie jest wstrętnym dużym molochem, nie jest też wsią ani zacofanym miastem. Wiem, że wiele osób tak myśli i próbuje stąd uciec, ale musieliby pomieszkać gdzieś indziej i wówczas przekonaliby się jak tutaj jest cudownie – przekonuje.
Artyści
Ilona i Piotr są ze sobą szczęśliwi. Ona szuka artystycznych pomysłów z aparatem w dłoni, On śpiewa w szantowej grupie North Cape. Ciekawe, że Piotr nad morzem nigdy nie mieszkał, a z morzem, żaglami i pieśnią żeglarską związany jest od lat. To taki pszczyński marynarz. – Jest w tym jakaś przewrotność losu. Nie ciągnie mnie do morza i naprawdę tutaj jest mi dobrze. Marzyłam o tym, żeby mieszkać w Pszczynie i to mi się udało.
Czasami mam mało wiary w siebie i w to że moje foty są dobre. W tym zawodzie trudno znaleźć pracę. Nie myślę o konkursach i nagrodach. Aparat mam zawsze przy sobie. Właściwie robię zdjęcia bez przerwy, nigdy się nie rozstaję ze sprzętem. Chciałabym
kiedyś zrobić jakieś super odjazdowe reporterskie zdjęcie. Największym moim marzeniem jest teraz łączenie pracy z satysfakcją, być zadowoloną
z tego co robię.
Opracował Daniel Dziewit / Gazeta Pszczyńska
http://www.multi.pless.pl/pless/pszczyna/ilona class=dodaj target=_blank>[zobacz zdjęcia Ilony na portalu pless.pl]
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu pless.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.