Historia

WYŚLIJ ARCHIWALNE ZDJĘCIE
  • 1 lipca 2025
  • 6 lipca 2025
  • wyświetleń: 10418

Zamknięto świetlicę przy Parafii pw. Wszystkich Świętych w Pszczynie. Przez lata była azylem dla wielu dzieci

Z ostatnim dniem czerwca przestała działać świetlica przyparafialna, która od 1996 roku istniała przy kościele pw. Wszystkich Świętych w Pszczynie. Powstała z myślą o dzieciach z trudnych i ubogich domów z centrum miasta, przez lata była jednak otwarta dla potrzebujących małoletnich z całej gminy. Stworzyły ją osoby, które nie mogły pogodzić się z widokiem pszczyńskich dzieci żebrzących na ulicach. Z biegiem lat świetlica zmieniła charakter, co było efektem przekształceń w obszarze opieki socjalnej i polityki społecznej. Małe zainteresowanie świetlicą przypieczętowało z kolei jej zamknięcie. Historia tego miejsca nie pozostawia jednak wątpliwości, że wielu dzieciom pomogła przetrwać trudne dzieciństwo.

Świetlica przyparafialna
Placówka wsparcia dziennego, znana jako świetlica przyparafialna została zamknięta z końcem czerwca · fot. Ela


Świetlica przyparafialna mieściła się obok kościoła pw. Wszystkich Świętych w Pszczynie, w budynku, w którym sąsiadowała z salkami grup parafialnych. Funkcjonowała tam od momentu poświęcenia w 1998 roku. Przez lata była bezpiecznym schronieniem dzieci z okolic, które niejednokrotnie miały w domach koszmarne warunki i jednocześnie musiały sobie radzić z piętnem alkoholizmu, przemocy i chorób. To właśnie dla nich grupa młodych ludzi stworzyła w 1996 roku tzw. ochronkę, która później przekształciła się w świetlicę. Inicjatywę i odpowiedzialność za jej prowadzenie przejęła parafia. Jako placówka wsparcia dziennego funkcjonowała od 2012 roku, na podstawie zezwolenia wydanego decyzją burmistrza Pszczyny, a jej działalność była regularnie wspierana finansowo przez Gminę Pszczyna w ramach ustawy o działalności pożytku publicznego i wolontariacie. Była otwarta dla wszystkich chętnych dzieci, zarówno w wieku przedszkolnym, jak i szkolnym, z terenu gminy Pszczyna. Podobnym miejscem była niegdyś świetlica gminna zlokalizowana na starym placu zabaw, gdzie obecnie znajduje się Park Aktywności. Po jej zamknięciu dzieci mogły uczęszczać do ochronki przy kościele, wspieranej organizacyjnie i finansowo przez miasto.

Świetlicę, a niegdyś ochronkę przy parafii Wszystkich Świętych w Pszczynie stworzyły siostry Wiesława i Izabela Lis, a pomagała im pełna zapału pszczyńska młodzież. Wszyscy byli skupieni przy parafii. Siostry dorabiały sobie wówczas, sprzątając kościół. Wiesia pracowała jednocześnie w katowickim Caritasie, pod który podlegały m.in. parafie z pszczyńskiego dekanatu. - Z Caritasu organizowałam wyjazdy dla potrzebujących do ośrodka w Jaworzu. Wiedzieliśmy, że tacy potrzebujący, zwłaszcza dzieci, są też w Pszczynie i z pomocą zespołu charytatywnego przy naszym kościele udało się zebrać dzieci z różnych parafii i zorganizować im kolonie w tym ośrodku - wspomina Wiesia Lis, która miała wówczas 24 lata. Iza, jej siostra, 19. Wszyscy działali charytatywnie. Nikt, poza Wiesią, która skończyła kurs kierownika kolonii, nie miał w tej grupie przygotowania, doświadczenia, wykształcenia pedagogicznego. Każdy za to posiadał energię i chęć pomagania.

Kolonie, które odbyły się w 1996 roku, były dla dzieciaków rajem. Czasem, w którym mogły oderwać się od panującej w domu biedy, ale przede wszystkim przemocy. Były to dzieci, których codzienność polegała na włóczeniu się po ulicach i parkingach, żebraniu o jedzenie i drobne. Były zaniedbane, brudne, pozostawione same sobie. - Wróciliśmy z tych kolonii i pomyśleliśmy, co dalej z nimi będzie? Znów po staremu będą się włóczyć i żebrać? Wzięliśmy klucze i weszliśmy do należącego do parafii budynku przy Bankowej, który był częściowo pusty. Tam spontanicznie zorganizowaliśmy pomieszczenia, każdy przyniósł, co miał, żeby je jako tako wyposażyć. Ktoś stół, ktoś inny kuchenkę, piecyk. Na miejscu była umywalka. Dzieci zaczęły się same schodzić. A my w ilościach hurtowych robiliśmy bułki z masłem i serem żółtym dla nich, wszystko za własne pieniądze. W czasie jak to wszystko się wydarzyło nie było na miejscu proboszcza. Ksiądz Janko (ówczesny proboszcz parafii pw. Wszystkich Świętych - przyp. red.) dowiedział się o całej inicjatywie po powrocie z urlopu, ale zaakceptował ją i wspierał już zawsze - wspomina Iza.

Świetlica przyparafialna
Placówka przez lata mieściła się w budynku przy ul. Plac Kuczery 4, obok salek katechetycznych · fot. Ela


Świetlica przyparafialna
Siostry Wiesława i Izabela Lis wraz z księdzem diakonem Ireneuszem Kliche · fot. Ela


Dzieciaki w końcu mogły przestać żebrać, ucichło "daj na bułkę" słyszane często przez przechodniów. Do ochronki przychodziły całymi grupami, zabierały młodsze rodzeństwo. W pierwszej organizowanej dla nich przy parafii wigilii uczestniczyło już 52 dzieci z okolic. Z ochronki nikt nigdy nie odszedł z kwitkiem.

Jak wspominają siostry, dzieci, które przychodziły regularnie do ochronki były również objęte kontrolą opieki społecznej. Były to jednak czasy, w których ochrona małoletnich działała słabo. Prawo nie było tak restrykcyjne jak dziś, a wiele zgłoszeń nadużyć w rodzinach patologicznych nie miała dalszych konsekwencji. Najbiedniejsze dzieci z miasta chodziły głodne, miały wszy i świerzb, rodzice nie interesowali się ich chorobami, nie leczyli. - Nie dało się od rodziców tych dzieci wyegzekwować niczego. To my zaprowadzaliśmy je do przedszkola i szkoły, jak były chore zaprowadzaliśmy do lekarzy, na badania wzroku, słuchu. W piwnicy na parafii stała wanna, w której dzieci mogły się wykąpać i dla wielu z nich to było nie lada wydarzenie. Niektóre dzieci w wieku 10, 11 lat po raz pierwszy w życiu korzystały tam z wanny - mówi Iza Lis.

W ochronce przy parafii dzieci także odwszawiano i leczono ze świerzbu. Nierzadko, gdy któreś poważniej zachorowało, zostawało w świetlicy na noc, pod okiem opiekunów, którzy ciągle poświęcali dzieciom swój prywatny czas. - Dzieci nie chciały wracać do swoich domów. Kończył się dzień i błagały, żeby móc zostać dłużej w ochronce. W wielu przypadkach w domach czekali rodzice, którzy byli już pijani albo szykowali właśnie libację - wspomina Wiesława Lis, która w pewnym momencie zwolniła się z Caritasu i zatrudniła w pszczyńskim OPS. Dzięki temu przestała pracować w ochronce charytatywnie. Również Iza po kilku latach została zatrudniona na zlecenie. Działaniem spontanicznego azylu dla pszczyńskich dzieci zainteresowali się urzędnicy. To oni orzekli, że pomieszczenia ochronki, znajdujące się w budynku usytuowanym przy ul. Bankowej nie spełniają wymogów przeciwpożarowych i sanitarnych. We współpracy z księdzem proboszczem postanowili o przeniesieniu ochronki w inne miejsce.

Już w 1998 roku odremontowano więc byłe lokale mieszkaniowe w budynku przyparafialnym przy Placu Kuczery 4. Ochronka została już oficjalnie otwarta i poświęcona przez księdza proboszcza jako świetlica środowiskowa św. brata Alberta. - Dzwoni pani akurat w dniu odpustu świetlicy, bo dziś obchodzimy wspomnienie św. brata Alberta Chmielewskiego - mówi mi ks. Krystian Janko, były proboszcz Parafii Wszystkich Świętych. - Bardzo się zawsze cieszyłem, że przy naszej parafii funkcjonuje taka świetlica i byłem ogromnie wdzięczny tym młodym ludziom za zaangażowanie. Dziewczyny wkładały w jej prowadzenie całe serce. Dla mnie również priorytetem w pracy duszpasterskiej były dzieci z rodzin w trudnej sytuacji - dodaje ksiądz. Iza Lis podkreśla z kolei, że ksiądz proboszcz znał po imieniu wszystkie dzieci, które odwiedzały świetlicę i przychodził do nich codziennie. Wspólnie jeździli na kolonie i pielgrzymki. - Ksiądz proboszcz Janko na koniec kolonii przyjeżdżał z wielkim wiadrem lodów i wafelkami prosto od Czerneckich. Razem z nami jeździł po sklepach i kupował dzieciakom koszulki - relacjonuje Wiesia.

Świetlica przyparafialna
Wspólna Wigilia w świetlicy · fot. archiwum prywatne


Świetlica przyparafialna
Kiermasz przygotowany przez podopiecznych ze świetlicy przyparafialnej · fot. archiwum prywatne


W czasie pobytu w świetlicy dzieci mogły bezpiecznie spędzić czas, skupić się, odbrobić lekcje. Uczyły się też przedsiębiorczości. Organizowały na przykład kiermasze bożonarodzeniowe i wielkanocne, na które same szykowały ozdoby. Kiermasze te cieszyły się wielkim zainteresowaniem i pozwalały podciągnąć budżet podopiecznych. - Za pieniądze z pierwszego kiermaszu kupiliśmy buty ortopedyczne dla chłopca, który miał duży problem z chodzeniem. Z kolejnego udało nam się kupić szafkę, zabawki i zapewnić okulary wszystkim dzieciom z wadą wzroku - słyszę od Izy. To właśnie ona wpadła na pomysł wspólnego tworzenia i sprzedawania ozdób na kiermaszach.

Jedna z dorosłych już dziś podopiecznych świetlicy przyparafialnej bardzo ciepło wypowiada się o latach spędzonych pod skrzydłami Izy, Wiesi oraz innych opiekunów, którzy z czasem znaleźli w niej zatrudnienie. - Akurat w moim domu nie było alkoholu, ani przemocy. Niestety pieniędzy też nie było za dużo, mama pracowała, ile mogła, więc często wysyłała mnie do świetlicy. Zaczęłam tam chodzić jako trzylatka. Iza i Wiesia bacznie nas obserwowały, widziały i znały nasze potrzeby. Raz przyszłam w zimie w trampkach, bo nie miałam innych butów. Następnego dnia Iza zabrała mnie na zakupy i kupiła ciepłe kozaki. Pamiętam zimowiska, wyjazdy na kolonie do Węgierskiej Górki, spacery, Wigilie i urodziny każdego z nas, które razem obchodziliśmy. W świetlicy zawsze było coś do jedzenia, bo dziewczyny codziennie specjalnym wózkiem przywoziły obiady ze stołówki w szkole nr 1. Myślę, że wielu z nas wyszło na ludzi właśnie dzięki temu miejscu i relacji, jakie udało się w nim stworzyć.

Świetlica przyparafialna
Zajęcia na zewnątrz · fot. archiwum prywatne


Przez lata świetlica była darzona wsparciem wielu ludzi. Pobliska drogeria przekazywała artykuły higieniczne, piekarnia z sąsiedztwa niesprzedane drożdżówki i ciasta. Od darczyńców pojawiały się bony na zakup odzieży. - Ochronkę stworzyłyśmy razem z młodzieżą szkolną. Damian, Reginka, Magda - angażowali się we wszystko charytatywnie. Nasza mama przychodziła do nas codziennie. Śmialiśmy się, że ma tyle wnuków, ile dzieci w ochronce. Z czasem przybywało wolontariuszy, a jedna z nich, Alicja, znalazła później w świetlicy zatrudnienie - opowiada Iza.

W 2007 roku Iza Lis odeszła z pracy w świetlicy. Wcześniej skończyła studia z resocjalizacji i wstąpiła do policji. Praca z dziećmi, choć była dla niej niezwykle istotna, dawała niestety bardzo marne zarobki. Wiesia kilka lat później została zawodową rodziną zastępczą. W ochronce jednak siostry pojawiały się regularnie. Iza już jako funkcjonariuszka policji przychodziła z prelekcjami i wraz z innymi policjantami organizowała dzieciom paczki świąteczne.

Dziś przykro im z powodu konieczności zamknięcia placówki, ale rozumieją czynniki, które ostatecznie do tego doprowadziły. - Już od kilku lat zainteresowanie świetlicą wśród dzieci spada. Obecnie mamy 10 osób, które w miarę regularnie przychodzą po szkole. Chętnych przybywa w ferie i wakacje, bo wtedy organizujemy dzieciom czas, a rodzice nie muszą za to płacić. Na co dzień nie ma takiego zapotrzebowania. Od ubiegłego roku nie mamy grupy przedszkolnej, która kiedyś powstała z racji tego, że nie było miejsc w przedszkolach, a mamy chciały pracować. Teraz jest inaczej. W ogóle rodziny są w lepszej sytuacji niż dawniej. Nasi podopieczni nie mają już takich problemów, jakie były wtedy. Nie ma takiego dziecka, które nie miałoby na buty czy ubranie. Niektóre dzieci chciałyby przychodzić, ale mają daleko. Przychodzą raczej ci, dla których rodzice nie mają czasu po lekcjach. Nie jeździmy na pielgrzymki, ani nie uczestniczymy w nabożeństwach, więc nie wynika to też z niechęci rodziców do kościoła czy religii - tłumaczy Weronika Misiarz, wychowawczyni, kierująca świetlicą w ostatnich latach.

Świetlica przyparafialna
Poświęcenie świetlicy w roku 1998 przez biskupa Stefana Cichego · fot. archiwum prywatne


Świetlica przyparafialna
Jesienne zabawy w parku podopiecznych świetlicy · fot. archiwum prywatne


Na podobne argumenty uwagę zwraca aktualny proboszcz Parafii Wszystkich Świętych, ks. Damian Gatnar. - Ubolewam nad koniecznością zamknięcia świetlicy, ale po konsultacjach z urzędnikami doszliśmy do wniosku, że koszty jej prowadzenia przewyższają zapotrzebowanie. Pomimo licznych prób rozpropagowania informacji o świetlicy i zachęcania dzieci z obszaru całej gminy do uczestnictwa w zajęciach, chętnych sukcesywnie ubywało i ubywa nadal. Pamiętajmy, że zwykle korzystały z tego miejsca dzieci z najbliższej okolicy, ale obecnie na Starym Mieście jest ich coraz mniej. Rodziny w trudnej sytuacji przeniosły się z kolei do budynków socjalnych przy ul. Dobrawy i dzieli je od świetlicy duża odległość. Młodzi, którzy chcą się związać z parafią, mogą za to dołączyć do ministrantów lub Dzieci Maryi. Nie wykluczam, że wznowimy działalność świetlicy na ferie i wakacje, jednak już raczej w formie wolontaryjnej. Są w parafii osoby, które mają kompetencje niezbędne w pracy z dziećmi - wyjaśnia ksiądz proboszcz.

Podobnie sprawę widzą urzędnicy. W Wydziale Polityki Społecznej Urzędu Miasta w Pszczynie dowiedzieliśmy się, że decyzja o zamknięciu placówki podjęta przez parafię była poprzedzona spotkaniami i konsultacjami z przedstawicielami Gminy oraz głęboką analizą sytuacji społecznej i demograficznej osiedla Stare Miasto. Wynikało z nich, że w okresie największej aktywności placówki, uczęszczało do niej ponad 30 dzieci, jednak z czasem frekwencja ta zaczęła maleć, m.in. przez spadek liczby dzieci i młodzieży w rejonie Starego Miasta. Warto podkreślić, że była to ostatnia tego typu świetlica w Pszczynie. Urzędnicy zaznaczają jednak, że Gmina nie rezygnuje ze wspierania dzieci i rodzin potrzebujących pomocy. - Działania te będą kontynuowane przez m.in. Ośrodek Pomocy Społecznej, który aktywnie współpracuje z wolontariuszami oraz służbami społecznymi. Gmina pozostaje otwarta na ponowne uruchomienie wsparcia - również w formie dofinansowania działalności placówek - jeśli tylko pojawi się taka potrzeba ze strony mieszkańców i realne zainteresowanie taką formą pomocy - czytamy w odpowiedzi Urzędu Gminy, udzielonej naszemu portalowi.

Weronika Misiarz podkreśla, że program zajęć w świetlicy w wakacje i ferie był bardzo atrakcyjny, również codzienny grafik wypełniały wyjazdy, wyjścia, wspólny czas, odrabianie lekcji. Mimo to podopiecznych nie przybywało. Co za tym idzie, pod znakiem zapytania już jakiś czas temu stanęło również finansowanie świetlicy. - Od kilku lat słyszę od proboszcza, że parafii na nas nie stać. Od niedawna pracujemy tu we dwie, za trochę ponad najniższą krajową. Szkoda, bo sama przepracowałam tu prawie 18 lat. Włożyłyśmy w to miejsce dużo serca, dodatkowego czasu, własnych pieniędzy. Ciągle odwiedzali nas dawni podopieczni, dziś już dorośli, którzy po latach nadal dobrze się tu czuli i lubili wracać - stwierdza wychowawczyni.
Jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach z tematu "Parafia pw. Wszystkich Świętych" podaj

Reklama

Parafia pw. Wszystkich Świętych

Jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach z tematu "Parafia pw. Wszystkich Świętych" podaj

Komentarze

Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu pless.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.